piątek, 31 sierpnia 2012

Dziś nie piszę

Wszyscy piszą, że dziś wstyd jest nie pisać. Mówią, że jest to dzień bloga. Och, uwielbiam blogi (zwłaszcza te kulinarne). Wszystkim blogerom życzę więc wytrwałości, czasu i miliona inspiracji. Wspaniałych , nieustających poszukiwań i odkrywania smaków.


Przepis na serniczki - wkrótce...

środa, 29 sierpnia 2012

Gruszkowe wariacje

Sierpień to czas przetworów. Moja mama patrzy na moje słoiki i się śmieje. Kiwa głową ze zrozumieniem, nawet coś podpowiada, a myśli sobie, co sobie myśli - "Przejdzie jej". Gdy pierwszy raz robiłam przetwory, a wcale nie było to tak dawno temu (nie licząc tych, w których musiałam pomagać będąc dzieckiem) wyglądało to na zwykłą fanaberię. Wtedy zrobiłam konfiturę morelową, przy okazji parząc sobie palce gorącymi połówkami owoców. Skąd miałam przepis? Nie pamiętam, pewnie z "Kuchni polskiej". Dziś w sprawach przetworów raczej sięgam po rodzinne przepisy, zdaję się na własne eksperymenty, przeszukuję blogi w poszukiwaniu inspiracji, bądź "gotowca", który trafi w mój smak.

W żółtej misce zostało mi kilka bielańskich gruszek - to nie są owoce, które mogą się zmarnować, ale ja dojrzałych gruszek nie jadam. Lubię twarde i soczyste owoce, o zielonej skórce. Opracowałam swój własny, rytuał jedzenia gruszek, takich jak lubię. Na miękkie owoce musiałam znaleźć sposób. Gruszki z tymiankiem to połączenie, które gdzieś kołatało się w mojej głowie. W tej konfiguracji miały więc trafić do słoików ich los okazał się jednak inny...

Gruszki z tymiankiem
9 dojrzałych bielańskich gruszek
4-5 świeżych gałązek tymianku
troszkę wody

Gruszki umyłam i obrałam. Pokroiłam w niewielkie kawałki. Wrzuciłam do garnuszka i podlałam niewielką ilością wody. Podsmażałam kilka minut by puściły sok i powoli zamieniały się w gruszkową masę. Dodałam gałązki tymianku. Jeśli ktoś sobie życzy może dodać łyżeczkę lub dwie cukru. Kolejne kroki miały być następujące: wyparzyć słoiki ( w piekarniku, w temperaturze 120 stopni, przez 20 minut), zapakować gruszkowe przetwory do słoików, odwrócić do góry nogami i jeszcze raz do piekarnika na około 25 minut (temperatura bez zmian).


Stało się jednak inaczej... brak koncepcji na obiad dla mnie i Młodego sprawił, że gruszki zjedliśmy z makaronem i jogurtem (może być też śmietana). To taka nasza wersja ryżu z jabłkami i cynamonem :)

czwartek, 23 sierpnia 2012

Bielańska grusza i inne miejskie owoce

Jest jedno drzewo w Warszawie, z którego, co roku, jem gruszki. Rośnie w jednym z bielańskich ogrodów, którego szczęśliwą właścicielką jest moja ciocia B. (pozdrowienia ciociu!)  Nie wiem ile lat ma ta grusza, kto ją posadził i kiedy. Choć wygląda już na staruszkę, niemal co roku wydaje obfity plon. Owoce bombardują taras, alejkę i kawałek dachu domu, cieszą mieszkańców i jego gości, którzy odwiedzając bielański dom dostają torbę przepysznych owoców.

W ostatni weekend odwiedziłam Bielany. Wdrapałyśmy się z ciocią na dach i prosto z gałęzi zbierałyśmy dojrzałe owoce. Torbę gruszek przywiozłam na Stalową.


Myślę, że takich owocowych drzew jest w Warszawie więcej. Na pewno nie brakuje ich na Sadach Żoliborskich, osiedlu mieszkaniowym zaprojektowanym przez Halinę Skibniewską. Ostatnio na moim profilu na facebooku O. chwaliła się, że dzikie jabłka są na Kępie Potockiej.  Na Pradze rośnie kilka morw, w Parku Praskim dzika róża. Miasto też ma swój plon.

Bielańskie gruszki wędrują prosto do brzuchów albo trafiają do słoików. Podzieliłam owoce na dwie części- jedne trafią do tarty, drugie już są w occie. Bielańskie gruszki powędrowały do słoików zgodnie z maminą recepturą, która u nas w domu stosowana jest od lat.

Gruszki w occie
Składniki: proporcje oczywiście można podwoić, a nawet potroić.
twarde gruszki - u mnie około 1,5 kilograma
woda  - 1 litr
cukier - 1 kilogram
ocet - 1 szklanka
goździki

Gruszki myję, obieram, przekrajam na pół (tak, żeby każda z połówek miała połówkę gruszkowego ogonka), wydłubuję gniazda nasienne. Do 1 litra wody wsypuję 1 kg cukru. Zagotowuję. Do takiego syropu wrzucam gruszki. Gotuję około 15 minut, aż owoce zrobią się szkliste. Wyciągam owoce i pakuję do czystych wyparzonych słoików.  Syropu nie wylewam.

2 szklanki syropu zagotowuję ze szklanką octu, dodaję kilka goździków. Gotuję 5 minut i wyławiam goździki (można nie wyławiać, jeśli ktoś lubi bardzo korzenny aromat i nie przeszkadza mu ciemniejszy kolor gruszek). Taką ciepłą octową zalewą zalewam gruszki, które już czekają w słoikach. Zamykam słoiki i stawiam do góry dnem (uwaga słoiki są bardzo gorące).




wtorek, 21 sierpnia 2012

Paprykowe gotowanie

Czasem robię głupie rzeczy. Na przykład część urlopu spędzam przed telewizorem, jednym z wytłumaczeń jest oczywiście urlop, a innym kuchnia. "Hell's kitchen Gordona Ramsay'a" to istne piekło, w tytule programu wcale nie przesadzają. Czasem gotuję coś z książki Ramsay'a "Szef kuchni po godzinach". Gdy oglądam książkę widzę miłego faceta, który ucina sobie pogawędkę z przyjaciółmi przy pięknie zastawionym stole. A w programie jest okropny: wrzeszczy, krzyczy, przeklina i wyzywa... lubię gotować, ale na pewno nie nadaję się do gotowania pod presją ani czasu, ani osoby.

Gotowanie to dla mnie przyjemność, czasem też obowiązek, nie twierdze, że nie. Najbardziej lubię gotowanie dla moich bliskich, lubię też, gdy na kolację czy obiad wpadają goście. Lubię gwar domu, powoli zachodzące słońce i zapachy spod pokrywek moich garnków. Lubię zakupy warzywne. Już podczas zamówień planuję, co ugotuję, innym razem pomysł pojawia się po lekturze książek kucharskich i blogów, a czasem dopiero, gdy stoję nad garnkami.

Warszawę znam dość dobrze, wciąż jednak brakuje mi czasu na odkrycie dobrej masarni czy sklepu rybnego. Warzywa kupuję dzięki kooperatywie lub z pomocą rodziców w moim rodzinnym mieście. Po pomidory do kanapek wyskakuję do warzywniaka do Pani Wandy, czasem na Namysłowską. Jajka przyjeżdżają do mnie z Mazur, od rodziców K. Zioła rosną na balkonie, liczę, że zimą dalej będą rosły w kuchni.

Kiedyś bardzo lubiłam gotować wieczorami, piec ciasto drożdżowe, bułeczki z serem na śniadanie. Noc tworzy niepowtarzalny nastrój, nie pogania. Czasem tęsknię do takich nocnych szaleństw, wtedy zmuszam moje oczy by jednak nie szły spać i spędziły kilka chwil w kuchni na Stalowej.

W sierpniu chyba najlepiej się gotuje. To czas oszałamiajacych zapachów i czas na przetwory, a najlepsze wychodzą nocą. To sezon: śliwek, gruszek, malin, pomidorów, pierwszych jabłek, cukinii, kabaczków, początek dyniowego szaleństwa i papryki.

Papryka na mój rodzinny stół ostatnio powędrowała w wersji nadzianej. Każdy dostał wersję jaką lubi. Dwie papryki były z kaszą, dwie z ryżem.
Nadziewane papryki
Składniki:
4 papryki
1 szklanka ugotowanego ryżu (ryż nie powinien być sypki)
1 szklanka ugotowanej kaszy pęczak
2 szklanki mielonego mięsa (może być trochę mniej)
suszone pomidory
sól
pieprz
zioła - takie, jak kto lubi
Papryki myję odcinam górne części z ogonkami (nie wyrzucam), wyciągam pestki i białe błonki z wnętrza papryki. W jednej misce mieszam ryż z przyprawami i mięsem, w drugiej kaszę, przyprawy i mięso. Na dno papryk wkładam suszone pomidory pokrojone w kostkę, nakładam masę, mięsno-ryżową do 2 papryk, mięsno-kaszową do pozostałych dwóch. Na wierzchu układam suszone pomidory. Zamykam papryki częściami, które odcięłam na początku. Wkładam do piekarnika - temperatura około 180 stopni, czas pieczenia około 50 minut.
W telewizji po "Hell's kitchen Gordona Ramsay'a" leciał program "Perfekcyjna Pani Domu" -  w związku z tym kupiłam nowe klamerki do bielizny :)

środa, 15 sierpnia 2012

Poprawy brak - nocna tarta

Folder o nazwie "kuchnia zdjęcia" krzyczy z mojego pulpitu - pisz! publikuj! ale wakacje rozleniwiają i nic nie pozwala mi wrócić na pisarską/blogową ścieżkę sprzed dwóch lat. Z niechęcią patrze na marne cyferki określające ilość postów w ostatnich miesiącach... o zgrozo, niestety nie tylko w ostatnich miesiącach. Wciąż obiecuję poprawę, i nic nie wychodzi. Tę poprawę obiecuję przede wszystkim samej sobie, bo uwielbiam móc w każdym miejscu mieć pod ręką moje ulubione przepisu (o ile mam dostęp do internetu). Obiecałam przepis na tartę z owocami, mam nadzieję, że wielu z was znalazło ją u Liski, ja zrobiłam ją na tym kruchym cieście, którego zawsze używam do słodkich tart.

Tarta z owocami (sezonowymi)
Ze wszystkich składników zagniotłam ciasto i podpiekłam w temperaturze 180 stopni przez 10 minut.
Na wierzch przygotowałam:
400 g owoców  - jagody, biała porzeczka, czarna porzeczka, maliny, morele pokrojone w ósemki
2 jajka
100 ml śmietany 30%
50 g mąki
100 g cukru pudru

Na lekko podpieczony spód wysypałam owoce (można też je fajnie poukładać). Jajka, śmietankę, mąkę i cukier zmiksowałam razem. Wstawiłam całość do piekarnika na około 45 minut. Piekłam na kolor. Ciasto było pyszne!



Pieczeniu aury dodała nocna burza :)


A za to na śniadania jadamy teraz pomidory... w różnych wersjach. Bardzo lubię sierpniowe pomidory.

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails