niedziela, 8 maja 2011

Truskawkowo na stówę

Tytuł posta to niełatwa sprawa. Przecież nie mogę dać trzeciego (pod rząd!) nocnego tytułu, choć to właśnie truskawkowe babki w nocy powstały. Na szczęście znalazła się okazja: to już setny wpis na tej stronie.

Blog założyłam ponad rok temu. Od tamtej pory wiele się zmieniło, ale cieszy mnie, że nadal znajduję czas, żeby od czasu do czasu coś ugotować i pokazać tu. Nie piszę już tak dużo, jak na początku - to nie z utraty zapału, tylko czasu jakoś mniej - no cóż skończyły się cudne czasy zwolnienia, na czas dźwigania brzucha i okres urlopu macierzyńskiego. Młody w domu i powrót do pracy postawiły nowe wyzwania, przede mną i moją kuchnią też.

Kuchni uczę się cały czas, sprawdzam, eksperymentuję, testuję. Gotuję, bo lubię. Nie jestem ekspertką ani znawczynią, nie mam też takich aspiracji. Nie przyświeca mi przy gotowaniu żadna szczytna ideologia. Pokazuję kawałek mojej kuchni, pasji, domu, warszawskiej Pragi, trochę Warszawy - po co? - po prostu to lubię.
Babki truskawkowe upiekłam z okazji wizyty u państwa K. Miały być to truskawkowe kubki, ale jakoś nie wyszło (bo czasem w kuchni coś nie wychodzi).
Babeczki z truskawkami i galaretką
Składniki:
Ciasto kruche takie jak do tarty gruszkowej z tej porcji wychodzi 9 babeczek (ja piekłam w formie na muffiny).
350 g truskawek
i 1/2 galaretki (przygotowuję ja ze zmniejszoną porcją wody)

Przygotowuję galaretkę. Studzę ją. Przygotowuję kruche ciasto. Wykładam nim foremki. Piekę około 10-15 minut w temp. 150 stopni. W ostudzonych babkach układam truskawki, u mnie pokrojone na ćwiartki. Zalewam ostudzoną galaretką (uwaga ucieka z babek). Wkładam do lodówki, i babki i galaretkę. Gdy galaretka trochę stężeje dokładam ją do babek, może przykryć też trochę truskawki. Myślę, że ich smak podkreśli bita śmietana i listek mięty.
 Zapraszam na profil Kuchni na Stalowej na facebooku (tak, tak, poddałam się jego sile) i dziękuję, że jesteście, czytacie, zaglądacie i czasem zostawiacie swój ślad w komentarzach.

sobota, 7 maja 2011

Nocne pieczenie i zaległości jajeczne

Gdzieś w oddali słychać huk fajerwerków. Pada deszcz. Zimno majowe mi się już znudziło. Miałam dziś oglądać pokaz multimedialny z okazji otwarcia parku fontann na Podzamczu, ale pogoda zatrzymała nas w domu. Młody śpi. Rozpoczęłam nocne kucharzenie. Kilka zdjęć już gotowych, pachnie truskawkami, ale poczekam na efekt końcowy. Zwłaszcza, że kilka zaległych przepisów czeka w kolejce.

Byłam dziś na Woli i Żoliborzu. Po raz kolejny dostałam solidną garść informacji o Warszawie. Najbardziej podobało mi się na Chłodnej 20. Tam mieszkał kiedyś Adam Czerniaków, prezes Judenratu w getcie warszawskim. Ale nie historyczny aspekt tego miejsca mnie zauroczył, a to, co dzieje się tam dziś. Jeszcze kilka lat temu budynek, znany jako kamienica pod zegarem, straszył swoim wyglądem, brudną fasadą, obdrapanymi ścianami, niszczejącymi balkonami. Dziś powraca do dawnej świetności. A to wszystko za sprawą prężnie działającej wspólnoty mieszkaniowej. Co robią jej członkowie, jak działają, co remontują można się dowiedzieć z ich bloga Chłodna 20. Ja zazdroszczę. Przed Stalową jeszcze dużo pracy, ale już za chwilę i u nas się ruszy. W naszej kamienicy w tym roku remont elektryki, nie wymienianej od lat 70., o zgrozo!

A w ramach nadrabiania zaległości dziś prezentują jajka z migdałami - pomysł z Kwestii Smaku, zmiany własne.
Składniki:
3 jajka
1/2 pęczka natki pietruszki
sól
pieprz
garść płatków migdałowych
2 łyżki śmietany
oliwa do smażenia
pół małej cebuli

Jajka ugotowałam na twardo. Nie obierałam, a przecięłam na pół wraz ze skorupkami. Z każdej skorupki wyjęłam żółtko i białko, uważając by skorupki nie pokruszyć. Białko i żółtko pokroiłam w drobną kostkę, cebulę też, posiekałam pietruszkę. Wszystko razem wymieszałam dodając 2 łyżki śmietany, sól i pieprz do smaku. Powstałą masą napełniłam skorupki. Przykryłam płatkami migdałowymi, dociskając je. Na patelni rozgrzałam oliwę i na gorącą położyłam jajka, migdałami do dołu. Każde jajko smażyłam około pół minuty. Zdjęłam z patelni. Podałam na sałacie.Ta Asi kolędra wygląda bardzo ciekawie, ale niestety nie dostałam jej w sklepie. Pietruszka i tak nieźle wypadła.

A. i Ł. dziękuję za udostępnienie aparatu. A. i mężu mój dzięki za zdjęcia.

wtorek, 3 maja 2011

Noc nas zastała

Weekend, przez szczęśliwców zwany długim, dobiega końca. Mimo liczny obowiązków i ja znalazłam w nim chwilę oddechu. Moment, którego nie trzeba było poświęcić na coś konkretnego, a rozkoszować się błogim nicnierobieniem.

W sobotę zapakowaliśmy 4 torby (jedna z jedzeniem, druga z napojami, trzecia dla Młodego i czwarta z kocem i chustą) i na zaproszenie M. ruszyliśmy nad Wisłę, na grilla. Miłym zaskoczeniem były już rozstawione, przez miasto, leżaki. Praska plaża była pełna ludzi, niektórzy już w strojach kąpielowych (!). Piasek wsypywał się nam do butów, więc z nich zrezygnowaliśmy. Wśród plotek, kiełbasek, kurczaków i truskawek spokojnie płynął czas. Słońce, jeszcze nie upalne, było doskonałym uzupełnieniem dnia, a może to właśnie ono tworzyło cały ten sielski nastrój. Widok na Wisłę, mosty, zamek i Stare Miasto to chyba jeden z moich ulubionych warszawskich pejzaży. Nawet panowie, sprzątający leżaki o 19, nie popsuli nadwiślańskiej atmosfery. Dzień stawał się coraz chłodniejszy, słońce żegnało się z nami. Przyszedł czas na powrót do domu. Nie wiem, która była godzina, nic się nie wydarzyło i to było tego dnia najlepsze.

 Zielona pasta z groszku - pomysł od Polki z moimi zmianami
1/2 szklanki zielonego suszonego groszku
3 ząbki czosnku
1 duża cytryna
2 łyżki tahini
oliwa z oliwek
sól
mielony czarny pieprz
1/2 suszonej papryczki chili
Groszek wypłukałam i gotowałam około 20-30 minut z łyżeczką soli. Najpierw wystudziłam, potem odcedziłam. Sok z cytryny, czosnek, sól, pokruszoną papryczkę chili, pastę tahini i oliwę zmiksowałam. Dodałam groszek i miksowałam, aż uzyskałam kremową masę. Pastę odstawiłam na chwilę do lodówki. Podałam z chlebem alpejskim z naszej ulubionej piekarni na 11 Listopada.

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails