środa, 29 września 2010

M. powiedziała...

Przyszła do mnie M., z różową torebką takich małych zielonych i mówi, że druga M. przywiozła je z Hiszpanii, dokładniej z Kraju Basków. I M. mówi, że to trzeba tylko na olej i potem posolić, dużo posolić. Posoliłam tak, że po degustacji mój mąż powiedział: Słone! Na szczęście chyba trafił na najbardziej słoną, wierzchnią, i reszta Pimientos de Padron spokojnie spoczęła w naszych brzuchach. A oto i Pimientos de Padron:
Składniki:
duża garść hiszpańskich papryczek Pimientos de Padron
olej
sól do smaku

Na patelni rozgrzewamy olej - dość dużo. Wrzucamy na niego umyte papryczki - takie w całości, z ogonkami. Uwaga, papryczki trochę strzelają. Zdejmujemy je z patelni i solimy. Najlepiej grubą solą. Zjada się całe papryczki - bez ogonków rzecz jasna. Myślę, że w ten sposób można przygotować też naszą paprykę - fakt jest trochę większa, ale jakby ją ciekawie pokroić - może w krążki... - pomyślę i przetestuję.
Obu M. bardzo dziękuję.

wtorek, 28 września 2010

Jak mus to mus

28 września to Dzień Jabłka. U Tatter już od kilku dni wisi baner. Dlatego i w kuchni na Stalowej zagościły.W dzisiejszej odsłonie, te moje ulubione, najbardziej jesienne, lekko kwaskowe -  Antonówki, w towarzystwie gruszek i brzoskwini, w musie. Musie jabłkowo-gruszkowo-brzoskwiniowy.


Składniki:
3 jabłka, u mnie Antonówki
2 gruszki u mnie Konferencje, twarde, zielone, o lekko chropowatej skórce
1 brzoskwinia
łyżeczka soku z cytryny
łyżeczka cukru waniliowego
 i zwykły lub brązowy cukier do smaku
jeśli ktoś ma ochotę na wersję korzenną to można dodać jednego pokruszonego goździka

Jabłka, gruszki obrałam, wykroiłam z nich gniazda nasienne. Brzoskwinię sparzyłam, obrałam ze skórki, wyjęłam pestkę. Wszystkie owoce pokroiłam na małe kawałki i wrzuciłam do garnka. Skropiłam sokiem z cytryny. Smażyłam do momentu uzyskania musu owocowego. Ja lubię, gdy mus ma też w środku duże kawałki owoców, więc smażyłam około 20-30 minut, na gładką masę należy smażyć trochę dłużej. Ja smażyłam na początku pod przykryciem, po kilku minutach zdjęłam pokrywkę aby soki troszkę odparowały. Dodałam cukier waniliowy i zwykły cukier do smaku. Można dodać też pokruszonego goździka, wtedy mus lekko ściemnieje. Mus zapakowałam w słoiki i pasteryzowałam, na sucho, w piekarniku.

A na Pradze jesień. Bardzo lubię czerwone jarzębinowe korale. Te znalazłam na Szmulowiźnie. Koło bazyliki Kawęczyńskiej. Można tam dojechać tramwajem nr 13.
Miłego dnia! Dnia Jabłka!

poniedziałek, 27 września 2010

Stadion z dorszem

Za nami pierwszy jesienny weekend. W sobotę, na Powiślu obserwowałam mewy i postępy budowy warszawskiego stadionu. Zdałam sobie sprawę jak bardzo zmieni on obraz stolicy, już zmienił. Przez kilka miesięcy konstrukcja rosła i rosła. Dziś widać już cały szkielet budynku, taki stalowy, dla mnie na swój sposób piękny, mocny. Lubię też patrzeć na stadion z Placu Zamkowego albo nocą, gdy rysowany jest czerwonymi światełkami okalających go dźwigów.

Tu widziany z za mostu Poniatowskiego.
 
Powiślański spacer sprawił, że na obiad zrobiłam rybę, dorsza (choć mam nadzieję, że nie pływał w naszej Wiśle). Inspiracji dostarczył mi przepis Agnieszki z Kuchni nad Atlantykiem, myślę, że oryginał jest wyborny.

Dorsz
Składniki:
1 duży płat dorsza (u mnie około 700g - mrożonego dorsza) lub 2 mniejsze
30 g masła (trochę więcej niż 1/4 kostki)
2 łyżki pokrojonej w kosteczkę szynki parmeńskiej
1 łyżka płatków migdałowych
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
2 łyżki bułki tartej
1/4 cytryny
sól i pieprz do smaku

Rybę rozmroziłam. Pokroiłam na mniejsze kawałki (wszystkich miałam 6), skropiłam cytryną i delikatnie oprószyłam pieprzem, obsmażyłam z dwóch stron na patelni. Ułożyłam w naczyniu żaroodpornym. Rozgrzałam piekarnik do 230 stopni. W miseczce wymieszałam pokrojone w kostkę masło, płatki migdałowe, szynkę, natkę i bułkę tartą. Taką masę wyłożyłam równo na podsmażoną rybę. Naczynie z dorszem włożyłam do piekarnika, piekłam 10-15 minut.Podałam z ziemniakami polanymi, masłem, które zostało w naczyniu.

piątek, 24 września 2010

Malutkie śniadanie

Dziś jadłam śniadanie sama. Mąż w pracy, Młody jeszcze w łóżku. Łapałam chwile dla siebie. Rozkoszowałam się porannym słońcem, planowałam dzień i weekend. Popijałam codzienną kawę. Jadłam śliwki i drożdżówki, upieczone wczoraj wieczorem.

Niesamowitym jest, że w Warszawie każda dzielnica organizuje swoje święto i w ten weekend mamy Dzień Michałowa i Szmulowizny oraz festiwal Powiślenia na Powiślu. Pewnie w sobotę dojadę (bo z wózkiem) na Szmulowiznę, ale nie wiem czy starczy mi sił na Powiśle, choć zwiedzanie Centrum Nauki Kopernik to bardzo kusząca propozycja.
Jak co dzień, wczoraj odbyłam małą kulinarną podróż po znajomych i mniej znajomych blogach. I znalazłam drożdżówki z serem, u Liski, tym razem w Pracowni Wypieków. Liska znalazła go u Dagi, na blogu Z piekarnik i nie tylko... Bardzo istotne jest, aby wejść na bloga Dagi, bo tam znajduje się doskonała instrukcja zawijania bułeczek. Przepis podaję z moimi zmianami.
Składniki:
3 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki mleka
1 torebka suchych drożdży (7g)
1 jajko
2 żółtka
3/4 szklanki cukru
1/4 kostki masła (rozpuszczona)
1 łyżka ekstraktu waniliowego

mąka do podsypywania stolnicy

Składniki nadzienia:
ok. 500 g białego sera
cukier i cukier waniliowy do smaku (zależy od kwaśności sera)
1 jajko
1 łyżka budyniu waniliowego

Lukier:
1/2 szklanka cukru pudr
2 łyżki gorącej wody

Suche drożdże wymieszałam z mąką, cukrem, ekstraktem waniliowym. Mleko podgrzałam. Jajka ubiłam widelcem. Do sypkich produktów dodałam jajka i ciepłe (nie gorące) mleko. Wyrobiłam ciasto. Ciasto miało być dosyć gęste, napowietrzone, sprężyste i mało kleiste. Takie było! Do ciasta wlałam rozpuszczone masło i jeszcze raz wyrobiłam. Naczynie z ciastem przykryłam ściereczką i odstawiłam na 1,5 godziny.
W tym czasie zrobiłam nadzienie. Wszystkie jego składniki dokładnie wymieszałam, cukru dodałam do smaku.

Wyrośnięte ciasto odgazowałam, wbijając w nie pięść kilka razy. Odrywałam z niego kawałki wielkości pięści i wałkowałam na grubość około 0,5 cm, smarowałam serem i zawijałam jak u Dagi ("na dwa, powstały pas zwiniętego ciasta kroimy na równe kawałki, a następnie każdy z kawałków skręcamy w coś w rodzaju muszki").

Bułeczki układałam na blaszce do pieczenia w odstępach 3-4 cm, ("przykrywamy ściereczką i odstawiamy jeszcze na jakieś 20-30 minut" - ja nie odstawiłam - zapomniałam- przyp. pj). Włożyłam do rozgrzanego piekarnika i piekłam 25 minut w temperaturze 180 stopni. Mocno ciepłe posmarowałam lukrem - ale niewiele bo za lukrem nie przepadam. Jeszcze wieczorem zjedliśmy kilka - ciepłe były wyborne. Dziś już zimne trzymały swoją klasę.

Mimo iż zwiększyłam ilość sera do nadzienia zostało mi jeszcze dużo ciasta, dziś z niego powstaną drożdżówki z powidłami śliwkowymi.


Wyszło mi całkiem zgrabne stadko drożdżóweczek (12 maleńkich sztuk). Napisałam "drożdżóweczek" mimo tego, że nie przepadam za zdrobnieniami, ale drożdżówki były takie na 2-3 gryzy. Bardzo lubię małe słodkości.

 

czwartek, 23 września 2010

Śliwki na jesień

No i przyszła na dobre. Jeszcze nieśmiało zagląda do okien. Przekonuje mnie do siebie ciepłymi promykami słońca. Obdarowuje feerią barw na drzewach. Bawi białymi chmurami unoszącymi się na błękitnym niebie, nadając im fantazyjne kształty. Wieczorem pozwoli wypić ciepłą herbatę i otulić się kocem. Rano wygna na spacer, poszurać nogami w stosach liści. Jesień.

Przyniosła mi śliwki. Więc upiekłam jej ciasto. Ciasto ze śliwkami.

Inspiracji dostarczył mi przepis Liski, ale przepis podaje z moimi zmianami.
Składniki:
Przepis na okrągłą formę o średnicy 22 cm
Ciasto kruche:
125 g mąki
125 g schłodzonego masła, pokrojonego w kostkę
75 g cukru
1 żółtko
Na wierzch:
500 g śliwek - przepołowionych
2 łyżeczki cukru
garść płatków z migdałów

Piekarnik rozgrzałam do temp. 190 st. C.
Mąkę, cukier, żółtko, masło wymieszałam w misce. Zgodnie z zaleceniami Liski wyrabiałam bardzo krótko, właściwie nie wyrabiałam, tylko dokładnie połączyłam składniki. Ciastem wylepiłam formę. Na wierzchu ułożyłam śliwki. Posypałam je 2 łyżeczkami cukru i garścią płatków migdałowych. Piekłam 45 minut i zostawiłam w piekarniku do wystudzenia. Wyszło super!

Podaję też radę za White Plate:  Jeśli ciasto zbyt szybko się zrumieni, należy przykryć je folią aluminiową.

Pierwszy jesienny weekend przed nami. Jeśli pogoda dopisze to w niedzielę jadę na Wyścigi, bo tam Wielka Warszawska, gonitwa Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy. To gonitwa dla trzyletnich koni, o najwyższej puli nagród w całym sezonie wyścigowym. Nie zachęcam do hazardu, ale do uczestniczenia w  niesamowitym wydarzeniu. Organizatorzy zapowiadają również spektakularne pokazy konne.

poniedziałek, 20 września 2010

Szarlotka na cztery ręce

Wczoraj robiłam nic, wielkie NIC, bo i obiad robił mąż. Leniwie przeglądałam strony w internecie, nadrabiałam zaległości w czytaniu blogosfery. Dużo czasu spędziłam tu, na wspaniałym bułgarskim blogu kulinarnym. Dla mnie to fajny powrót do studenckich lat, języka, którego nie używałam już bardzo długo. A blog polecam wszystkim, chociażby ze względu na zdjęcia. Czy w Polsce można dostać białe bakłażany?

W sobotę odwiedzili nas przyjaciele. Z A. miałyśmy zaplanowane pieczenie szarlotki i kuchenne plotki. Jak zaplanowałyśmy tak się też stało.

Składniki:
1 kg jabłek -  papierówek, antonówek - takich na szarlotkę
3 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 opakowanie margaryny
4 jajka
czubata łyżeczka proszku do pieczenia
250 g płatków migdałowych
łyżka masła
trochę cukru do jabłek
cynamon

Jabłka obrałyśmy, pokroiłyśmy, wrzuciłyśmy do garnka, dosłodziłyśmy do smaku, dodałyśmy cynamon i łyżkę masła, lekko podlałyśmy wodą. Dusiłyśmy tak długo, aż powstała jabłkowa masa (chyba około 10-15 minut) od czasu do czasu mieszając, aby jabłka nie przypaliły się od spodu. Margarynę roztopiłyśmy na wolnym ogniu, lekko przestudziłyśmy. Wymieszałyśmy mąkę, cukier, jajka, rozpuszczoną margarynę, proszek do pieczenia. Formę wysmarowałyśmy masłem i oprószyłyśmy bułką tartą. Pół ciasta wyłożyłyśmy do blaszki, mniej więcej równo, przy brzegach zostawiłyśmy trochę wyższy rant. Na ciasto rozłożyłyśmy masę jabłkową. Drugą część ciasta wymieszałyśmy z płatkami migdałowymi.  Ciasto z migdałami równo rozrzuciłyśmy na wierzchu masy jabłkowej. Piekłyśmy 45 minut w temperaturze około 180 stopni. Podałyśmy z bitą śmietaną.

Szarlotkę mam jeszcze dziś - do herbaty - chociaż już bez bitej śmietany.

Droga A. zapomniałam Wam zapakować szarlotki do domu... w tym wypadku upiekę wam pierożków z jabłkami! :)

niedziela, 19 września 2010

Pędzi jesień i pierożki z jabłkami

Jesień pędzi do nas szybkim samochodem. 17 września dostałam kasztana. Słońce jeszcze grzeje, ale już tak jakby inaczej. Koty wylegują się w jego promieniach wpadających przez okna. Bazarki pachną grzybami, jabłkami i paprykami. Myję słoiki na przetwory. Robię sok malinowy do herbaty na zimę. Już tęsknię za sandałami. W zamian dostaję zapach cynamonu dodawanego do szarlotki. Robię rogaliki, pierożki, wspomnienie dzieciństwa. 

Pierożki z jabłkami:
Składniki:
2 szklanki mąki
1 kostka sera białego (250 g)
1 kostka margaryny
2 żółtka
łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki cukru
5 jabłek

1 białko 
cukier (może być kryształ) do dekoracji
Mąkę, roztopioną i wystudzoną margarynę mieszam z pokruszonym białym serem, cukrem, żółtkami i proszkiem do pieczenia (w masie zostają małe grudki białego sera). Powstałą masę dzielę na kulki, które wałkuję na placki grubości 2-3 mm. Szklanką wycinam kółka. Obieram jabłka, każde z nich kroję na około 12 cząstek. Każdą cząstkę zawijam w kółko z ciasta. Pierożki układam na blasze. Piekę w temperaturze około 180 stopni, przez około 15 minut. Po wyciągnięciu pierożków z piekarnika, jeszcze ciepłe maczam w białku i w cukrze.

Długo nie mogłam znaleźć tego przepisu w zeszycie mojej mamy - pod jabłka- nie było, pod rogaliki też nie. Ostatnio przepis odnalazł się pod hasłem pierożki.

poniedziałek, 13 września 2010

Ząbkowskie wspomnienie

W jedną z wrześniowych niedziel na ulicach Ząbkowskiej i Brzeskiej mamy okazję spotkać niemal cały świat od Brazylii, przez Afrykę, Bałkany, Gruzję i inne, o warszawskiej Pradze nie zapominając. Każda brama, podwórko, to trochę inny świat. Inne zabawy, konkursy, muzyka i jedzenie. Nie będę pisała jak było, pokażę kawałek tego świata.











Chciałam opowiedzieć też o Święcie Saskiej Kępy, które odbyło się wczoraj, lecz niestety chyba nie ma za bardzo o czym opowiadać. Miałam wrażenie, że idąc Paryską wszędzie obijam się o snobizm. Najbardziej zaskoczona byłam lożą dla vipów pod sceną. Myślałam, że takie imprezy organizuje się dla mieszkańców, wszystkich mieszkańców...

Aby nie kończyć pesymistycznie to zakończę grzybowo. Grzybów u nas dostatek i w lasach (tak myślę), i na bazarkach. Dlatego zakupiwszy 25 dag podgrzybków i 25 dag maślaków przystąpiłam do octowania.
Grzybki w occie:
Zagotować grzyby 15-20 minut (woda, sól do smaku, cebula). Gorące grzybki wkładać do słoików i zalać wrzącą zalewą o składzie 1 część 10% octu, 3 części wody, ziele angielskie, 1/2 łyżki cukru. I zamknąć słoiki. Udało mi się zrobić 3 słoiczki - jeden z podgrzybkami, jeden z maślakami i jeden mieszany.

niedziela, 12 września 2010

Szybko i miodowo

Mam mało czasu i dużo planów kulinarnych na dziś. Przepisy, które chciałabym zaprezentować rosną w stosy. Zdjęcia czekają na obróbkę. A jestem jeszcze winna opowieść o imprezie na Ząbkowskiej i święcie Saskiej Kępy. Wszystko w swoim czasie.

Jesień sprzyja gotowaniu. A ja boję się, że uciekną mi ogórki, papryka i maliny na sok. Za oknem coraz chłodniej. Na rodzinnych spacerach łapiemy ostatnie chwile lata, słońca. Czekamy na złotą polską jesień i kasztany (podobno już zaczęły spadać?). A dziś prezentuję:

Skrzydełka w miodzie, z patelni
Składniki na 1 osobę - jeśli więcej osób to odpowiednio zwiększamy proporcje:
1 skrzydełko indycze lub 5-7 skrzydełek kurczaka
około 5 gram imbiru świeżego lub łyżka sproszkowanego
jedna duża łyżka miodu
jedna łyżka vegety
odrobina chili lub ostrej papryki
2 ząbki czosnku (ja nie dodałam)


Skrzydełka (u mnie z kurczaka)podzieliłam ostrym nożem na 3 części. Dwa większe kawałki odkładałam. Mniejsze wrzucałam do garnka. Na nich ugotowałam wywar: do garnka wlałam wodę, tak by przykryła skrzydełka, dodałam vegetę (tu nie podwajałam ilości - mimo, że robiłam skrzydełka dla 2 osób), miód, chili, imbir (u mnie sproszkowany, wcześniej w kubeczku zalałam imbir gorącą wodą na 15 minut i do wywaru dodałam samą imbirową wodę; proszek został w kubeczku, gdyż miał gorzki posmak), tu też dodajemy posiekany czosnek - ja nie dałam. Gotowałam na małym ogniu około 1 godzinę. Wywar przez sitko wlałam na patelnię. Gdy się zagotował włożyłam do niego większe kawałki skrzydełek. Gotowałam/smażyłam jakieś 30 minut, aby wywar odparował a skrzydełka były ładnie oblepione gęstą, miodową glazurą. Podałam z żółtym ryżem (ryż aby był żółty gotowałam z łyżką kurkumy).



Przepis dostałam od Mamy, i nie mam pojęcia skąd pochodzi. Jeśli ktoś go zna to proszę o informację skąd jest, chętnie ją umieszczę.

piątek, 10 września 2010

Uwalnianie i czar starych przepisów

Goście, goście, goście i tydzień uciekł. Było super. Udało mi się spotkać z ludźmi, których nie widziałam już bardzo długo, za długo. Wiele się wydarzyło też od mojego ostatniego wpisu. Udało mi się też być na wydarzeniach, o których pisałam, jak również na tych, o których nie pisałam (wybaczcie).

W ostatnią sobotę wybrałam się na łowy, przed tym porządkując zawartość mojej szafy. Podwórko przy 11 Listopada 22 wyglądało szałowo. I pogoda sprzyjała "Uwalnianiu łachów". Zabrałam ze sobą 2 torby ciuchów, które bez sensu zajmowały miejsce w mojej szafie. A wróciłam ze swetrami, bluzami i masą ciuchów dla Młodego.





Musicie przyznać, że podwórko wyglądało troszkę inaczej, niż w moim poprzednim wpisie. Gdy ja buszowałam w stosach ubrań i dodatków, mój brat oddawał się komórkowej fotografii (niestety aparat znów został w domu), za co mu dziękuję.

A co nowego kulinarnie... Rożki. I to wcale nie byle jakie rożki, bo Rożki babci Rózi, zaproponowane w sierpniowej Weekendowej cukierni przez Basię. Ja niestety w sierpniu nie dałam rady o nich napisać, ale były tak dobre, że nie chciałam ich też pominąć. Przepis podaję za Basią.

Składniki:
100 ml letniego mleka
5 dag drożdży
5 łyżek cukru
30 dag mąki
3 żółtka
15 dag masła
konfitura z róży lub dobre powidła (na nadzienie) - u mnie dobre powidła, śliwkowe (przyp. pj)
cukier kryształ (do obtaczania rogalików) - u mnie brak - bez cukru były dostatecznie słodkie (przyp. pj)

Mleko, drożdże i cukier wymieszałam i zostawiłam na kilkanaście minut, żeby drożdże podrosły. Po tym, wymieszałam je z żółtkami i wlałam do mąki wymieszanej z masłem (jesli zoltka sa duze, a masło miękkie ciasto potrzebuje dodatkowych 50g maki). Zagniotłam ciasto i włożyłam do głębokiego naczynia z bardzo zimną wodą (dobrze, że mieszkam w starej kamienicy i wodę mam naprawdę lodowatą). Czekałam aż ciasto wypłynie. No i kurcze nie wypłynęło. Przepis dalej mówił tak "jak nie wypłynie to wyjąć po około 20 minutach - zwykle wypływa, ale czasem nie chce :)". Ciasto wyjęłam z wody na omączoną stolnicę i podzieliłam na 8 części. Wałkowałam każdą z nich na placki grubości 2-3 mm. Każdy krążek dzieliłam na 12 trójkątów. Na szerszym końcu każdego kładłam troszkę powideł śliwkowych, zawijałam w rogaliki. Piekłam w temperaturze 170 stopni. Po upieczeniu każdy rogalik posmarowałam delikatnie białkiem. Cukrem kryształem nie sypałam, ale można. Wyszło 96 pysznych rogalików. Bardzo szybko zniknęły.

Basi serdecznie dziękuję za przepis. Muszę przyznać, że jest coś magicznego w tych starych przepisach. Piekąc rogaliki bujałam mojego syna, który spał w leżaczku na podłodze, koty leniwie zaglądały do kuchni, z pokoju dobiegała cicha muzyka. W rogaliki włożyłam powidła, kiedyś ugotowane przez moją mamę. Czekaliśmy na męża i tatę. W stuletniej kamienicy odnalazłam swój dom.

środa, 1 września 2010

Plany, plany, plany i cukinia

Można by pomyśleć, że powinnam mieć dużo wolnego czasu, bo od kilku tygodni siedzę w domu z Młodym. Łapię się jednak na tym, że czasu dla siebie nie mam prawie wcale i mało tego zapominam o rzeczach dla mnie ważnych i ciekawych.

Jak zawsze na bieżąco śledzę kilka internetowych portali kulturalnych, kilka blogów, zapowiedzi imprez. Nieraz zdarza się, że krzyczę do męża: "Za tydzień będzie...(tu wstawiam nazwę imprezy, wystawy itp.). Pójdziemy?" za każdym razem w odpowiedzi słyszę: "Jasne. Tylko nie zapomnijmy." I zapominamy... Dlatego od dziś o imprezach, na które planuję pójść wraz z moją rodziną będę pisała tu (za radą mojego męża). Dla mnie będzie to swoisty przypominacz, a może i Wy, drodzy Czytelnicy, chętnie się gdzieś wybierzecie.

Najbliższa sobota to jedno z moich ulubionych cyklicznych wydarzeń warszawskich: akcja "Uwolnij łacha". To wyjątkowa okazja na porządki w szafie i odświeżenie garderoby. Start o 12.00 na podwórku przy ul.11 Listopada 22. Dzisiejsza pogoda nie sprzyja tego typu akcjom, organizatorki pewnie drżą o sobotnią aurę, ale mój ulubiony portal pogodowy mówi, że w sobotę 18 stopni i bezchmurnie. A oto podwórko przy 11 Listopada 22.


11 września - kolejna sobota, to święto Saskiej Kępy - czyli stragany artystyczne i koncerty- można zajrzeć przy okazji spaceru. W programie koncertowym wielu ciekawych artystów m.in. Urszula Dudziak, Ewa Bem, Lora Szafran, Aga Zaryan. A to wszystko oczywiście na Paryskiej.

Kolejnym miejscem do odwiedzenia - tym razem w dowolnym terminie jest skrzyżowanie ulicy Armii Ludowej i Al. Niepodległości. A tam galeria warszawskich artystów, twórców XX wieku stworzona przez Piotra Janowczyka. Niemen, Osiecka, Bodo, Baczyński i 21 innych osób, a wszystko to w technice muralu. Moim zdaniem brzmi ciekawie.

Pozostając w dobrym nastroju chciałam wam zaproponować zapiekaną cukinię, na obiad, na kolację, ot tak!

Składniki:
3 nieduże cukinie
1 kulka mozarelli
30 dkg mielonego mięsa z indyka
sól
pieprz
bazylia
olej do smażenie

Cukinie przekroiłam na pół (wzdłuż) i jeszcze raz na pół (w poprzek). Z każdej powstały 4 łódeczki. Wydrążyłam nasionka (nie wyrzucałam ich, dodałam do zupy jarzynowej). Mięso indyka lekko podsmażyłam na patelni, doprawiłam solą i pieprzem oraz bazylią. Odczekałam aż trochę ostygnie i rozpoczęłam nakładanie. 12 cukiniowych łódeczek nadziałam mięsem, tak trochę z górką. Na każdą łódeczkę położyłam plasterek mozarelli. Łódeczki ułożyłam w naczyniu żaroodpornym i włożyłam do piekarnika na 20 minut w 150 stopniach.

Parada łososia

Wyglądam przez okno i nie da się ukryć, że na Pradze, na Stalowej jesień. Pamiętam ostatnie blisko czterdziestostopniowe upały i muszę powiedzieć, że wcale za nimi nie tęsknię. Wyciągnęłam z szafy jesienne ubrania i mam wreszcie okazję na założenie płaszcza, który dostałam od mamy. A w Warszawie jak zwykle wiele się dzieje, więc to czas na paradowanie w płaszczu. I można powiedzieć, że w niedzielę paradowałam dosłownie. A Parada odbyła się w ramach akcji "STO twarzy STOlicy".




Dziękuję za zaproszenia do zabawy w 10 ulubionych (od Dragonfly i Wojowniczej Wiewióry) oraz do Blog Day ( od Anny-Marii oraz od Amber). Niestety Blog Day skończył się jakieś 9 godzin temu, więc dziewczyny wybaczcie, że nie wzięłam w nim udziału. A do 10 ulubionych chętnie dołączę, tylko przemyślę sprawę.

A kilka dni temu miałam w lodówce łososia, a w głowie zero pomysłu na niego. Oczywiście na blogach bez problemu znalazłam rozwiązanie i inspirując się pomysłem Asi z Kwestii Smaku ugotowałam łososia z zieloną soczewicą i kaparami.

Składniki:
4 filety z łososia - bez skóry i ości
sól
pieprz
2 łyżki oliwy z oliwek
1/2 kubka rosołku drobiowego (w oryginale sos był na winie, ale ja nie miałam w domu akurat)
łyżka śmietany
4 łyżeczki kaparów
szczypta cukru

filiżanka soczewicy
sól i pieprz
ząbek czosnku
2 łyżki miodu
3 łyżki oliwy z oliwek

Soczewicę opłukałam, wsypałam do rondelka i zalałam wodą kilka cm powyżej soczewicy. Doprawiłam solą i pieprzem, czosnkiem, oliwą i zagotowałam. Gotowałam 20 minut i dodałam 2 łyżki miodu. Należy uważać aby nie rozgotować soczewicy.

Filety z łososia posypałam solą i pieprzem, wysmarowałam oliwą z oliwek. Ułożyłam na patelni i za radą Asi smażyłam 5 minut, przełożyłam na drugą stronę i smażyłam kolejne 4-5 minut.

W czasie smażenia filetów przygotowałam sos z kaparów. W garnuszku zagotowałam rosołek,dodałam masło i kapary. Smażyłam jakieś 3-4 minuty.

Ułożyłam soczewicę i łososia na talerzach i polałam rybę sosem.
Polecam!

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails