poniedziałek, 31 maja 2010

Lepiej późno...


Do końca akcji 3 i pół godziny. Co wcale nie przeszkadza mi do niej dołączyć.
Tym razem bez historii. No może tylko wspomnę, że 12 czerwca w ramach Nocy Pragi odbędzie się 5 jubileuszowa edycja akcji Uwolnij Łacha - wymiany ciuchów i innych gadżetów, tym razem na 11 Listopada 22.

A teraz na szybko:
Risotto ze szparagami i kurczakiem:
2 torebki ryżu
kostka rosołowa lub około 1/2 litra rosołku np. warzywnego
pęczek zielonych szparagów
pierś kurczaka
kieliszek białego wytrawnego wina
kostka serka topionego
trochę startego parmezanu

W kubku przygotowuję sobie ciepły rosołek. Ryż wrzucam do garnka i zalewam wodą - tylko tak, żeby cały ryż był mokry. Gotuję, gdy woda odparowuje dolewam rosołek, po troszeczku. Czynność powtarzam do momentu aż ryż będzie gotowy - miękki, ale nie rozgotowany. W ostatniej fazie gotowania ryżu wlewam kieliszek wina i dodaję serek topiony - mieszam wszystko do rozpuszczenia serka. Na patelni smażę pokrojoną w paseczki posoloną pierś kurczaka. Szparagi obieram (nie mogę przekonać się do nieobierania zielonych szparagów) blanszuję i kroję na 1-2 cm kawałki. Do ryżu wrzucam mięso i szparagi oraz trochę startego parmezanu.
Podaję z białym winem.





Ostatnia sobota maja

Dzieją się różne rzeczy. Te dobre, jasne i kolorowe przeplatają się z tymi złymi, czarnymi, w które nie chce się wierzyć. Taki był ostatni weekend. Ciepły i słoneczny, z letnią burzą w niedzielę wieczorem. O smutnych rzeczach nie będę pisała, niestety wszyscy wiemy, że są.

Sobota rozpoczęła się dla mnie bardzo rano, tak sama z siebie, o 7.30 już byłam na nogach. W piekarniku czekał wystudzony biszkopt, w lodówce dwie masy do tortu. Szybko przygotowałam zaczyn na chałkę. Sobota była dniem urodzin, wszystko musiało być gotowe, przed spotkaniem z jubilatami.

Dobrze, że niczego nie pomieszałam. Na pierwszy ogień poszedł tort truskawkowy inspirowany przepisem Asi z Kwestii smaku.

Składniki:
Na biszkopt (tortownica o średnicy około 23 cm):
6 jajek - oddzielnie białka, oddzielnie żółtka
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki cukru pudru
6 czubatych łyżek mąki pszennej (czyli około szklanka)
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli

Do nasączenia:
16 łyżek białego wina wytrawnego
2 łyżki soku z cytryny
4 łyżki chłodnej herbaty

Masa #1:
1/2 słoika dżemu truskawkowego
1/2 kg truskawek pokrojonych w kostkę

Masa #2:
400 g sera mascarpone
100 g serka białego typu Bieluch, Fresk
1/2 słoika dżemu truskawkowego
cukier puder do smaku
250 ml śmietanki kremówki (30%, ja dałam 36%)

Biszkopt: białka ubiłam w misce na sztywną pianę, dodałam do nich szczyptę soli, stopniowo dosypywałam cukier (oba), cały czas miksując. Następnie pojedynczo dodawałam żółtka. Powoli wsypałam mąki (obie) i proszek do pieczenia. Przez ciągłe miksowanie (ale nie na zbyt dużych obrotach) uzyskałam puszystą masę. Przygotowałam okrągłą formę do pieczenia (wysmarowałam ja delikatnie masłem) i wlałam do niej puchatą masę. Wstawiłam do nagrzanego piekarnika. Piekłam w średniej temperaturze (około 220 stopni) ponad godzinę, aż biszkopt urósł i po wbiciu w niego patyczka szaszłykowego wyciągałam suchy patyczek, a nie oblepiony ciastem biszkoptowym. Biszkopt został na całą noc w piekarniku. Myślę, że dobrze, żeby był studzony właśnie w taki sposób - żeby nie wyciągać go nagle z ciepełka.

Wystudzony biszkopt pokroiłam na 3 części. Okruchy pozostawiłam do dekoracji. Przygotowałam nasączenie (wymieszałam wszystkie jego składniki). Każdą część biszkoptu dokładnie nasączyłam.

W garnuszku przygotowałam masę #1. Podgrzałam dżem i wrzuciłam do niego pokrojone w kostkę truskawki. Masę wystudziłam i rozsmarowałam na górze każdego z biszkoptowych blatów.

W misce przygotowałam masę#2. Ubitą śmietankę wymieszałam z serkiem mascarpone, białym serkiem, dżemem, cukrem. Gotową masę rozsmarować na masie #1. Troszkę masy zostawić dla rozsmarowania na boki tortu.

Trzy biszkoptowe blaty złożyć jeden na drugi. Resztką masy #2 wysmarować boki tortu. Tort ubrać truskawkami, biszkoptowymi okruchami, czekoladowymi listkami czy jak kto lubi.
U mnie wyszedł tak.

Tort należy przechowywać w lodówce.
Po zrobieniu tortu zabrałam się z chałkę dla Natalii. Podobno smakowała.

Moja sobota nie skończyła się na gotowaniu. Razem z przyjaciółmi wyskoczyliśmy na Mariensztat, na kiermasz książek i gazet.


Fajnie, że na takich imprezach myśli się też o najmłodszych.

Sobota obfitowała, jeszcze w wiele atrakcji: rozrywkowo-jedzeniowych. Ale o tym już w kolejnych wpisach.

środa, 26 maja 2010

Odłożone na później

Upał. Burza. Kostki lodu lecące z nieba. Powódź. Zimno. Słońce. Taką pogodę serwuje nam maj - przynajmniej na Stalowej. A mi się jakoś nie chce pisać. Odłogiem leżą rzeczy do załatwienia. Zdjęcia kolejnych potraw zalegają na dysku, a ja od soboty nie byłam w stanie sklecić sensownego wpisu. I przejadł mi się rabarbar - nie myślałam, że to możliwe. I chyba się lekko przeziębiłam - pffffff..... w maju.

Nadrabiając zaległości - proponuję przepis na karkówkę z mozarellą i bazylią.

Składniki dla 2 osób:
4 nieduże kotlety z karkówki
sól
pieprz
suszona bazylia (może być też świeża)
jedno opakowanie (kulka) mozarelli

Karkówkowe kotlety tłukę solę, delikatnie pieprzę i posypuję bazylią. Pozostawiam na kilka godzin (jeśli mam taką możliwość, a jeśli nie to od razu przechodzę do dalszej części przepisu). Smażę na patelni. Następnie układam w foremce do pieczenia. Na każdy kawałek karkówki kładę po 2 plasterki mozarelli posypane bazylią. Zapiekam w piekarniku. Myślę, że ze świeżą bazylią kotlety wyglądałyby jeszcze piękniej - ale ja akurat nie miałam krzaczka w domu.
Podałam z młodymi ziemniaczkami podsmażonymi z szynką i śmietaną. Pomysł na ziemniaki narodził się pewnego dnia, gdy znów po obiedzie zostało nam kilka niedojedzonych ziemniaków. Pomyślałam, że wcale nie chcę ich wyrzucać i następnego dnia powędrowały na patelnię - w plasterkach, podlane śmietaną 30% z kawałkami szynki - takiej, jaką akurat miałam w lodówce.

Innym pomysłem na wykorzystanie ziemniaków (tylko raczej nie młodych), które zostają nam po obiedzie jest założenie w zamrażalniku "kopytkowego woreczka". Do takiego woreczka wrzucam ziemniaki, które zostają mi po obiedzie(bo wciąż nie wiem ile należy ich obrać dla 2 osób). Gdy woreczek robi się pełny rozmrażam jego zawartość i robię kopytka.

A to moje koty urzędujące w moim miniogródku. Biały ma zakaz wchodzenia na balkon (bo skacze po barierkach)dlatego jest po drugiej stronie szyby.

sobota, 22 maja 2010

Między wyjściami kurczak

Wpadłam do domu na chwilkę - na obiad - między świętem kamienicy Wittów na Emilii Plater a zakupem podłogi do kuchni (a może nie - bo jeszcze nie zdecydowaliśmy) lub koncertami juwenaliowymi.

Kurczak ze szpinakiem w cieście francuskim
Składniki:
2 pojedyncze piersi kurczaka
20 dkg szpinaku
2 łyżki serka mascarpone
sól
pieprz
olej do smażenia
kawałek ciasta francuskiego - dwa paski szerokości około 5 cm - mogą być długie trójkąty
olej do usmażenia mięsa

Świeży szpinak blanszuję w osolonej i posłodzonej wodzie. Wykładam na deskę, kroję i wrzucam na patelnię - podsmażam i dodaje do niego serek mascarpone i doprawiam do smaku (sól, pieprz, cukier) - smażę do momentu aż ser się rozpuści. Odstawiam.

W filetach robię kieszonki, do których wkładam szpinakowy farsz. Mięso solę i pieprzę z zewnątrz. Kładę na patelnię z rozgrzanym olejem. Smażę z dwóch stron, starając się żeby jak najmniej farszu wyciekło na patelnię. Ciepłe kotlety kładę na ciasto francuskie i zawijam. Układam w blaszce (ja piekłam w formie do tarty, bo akurat była pod ręką) i wkładam do piekarnika. Piekę aż ciasto osiągnie złoty kolor. Przed podaniem na kotlety wylewam resztkę szpinakowego nadzienia (jeśli takowe zostało - a u mnie zostało).


Chciałam poinformować, że Praga przygotowuje się do NOCY PRAGI, która już 12 czerwca. W programie moc atrakcji. Bardzo ciekawy program przygotowuje Stowarzyszenie Nowa Praga - o wszelkich szczegółach poinformuję tu już wkrótce. A teraz lecę! Miłego weekendu!

piątek, 21 maja 2010

Francuskie z rabarbarem na powódź

Do Warszawy przybywa woda - z godziny na godzinę, z minuty na minutę. Wiadomo już, że ogromnych zalań nie będzie, że zwierzęta w zoo są bezpieczne, że wały najprawdopodobniej wytrzymają. Tysiące ludzi na obu brzegach Wisły obserwuje wodę. A ja piekę ciastka.

Piekę ciastka z dżemem z rabarbaru z suszonymi morelami, z serkiem mascarpone i malinami.
I żeby wszystko złożyło się w całość to na początek podaję przepis na dżem z rabarbaru z suszonymi morelami.
Składniki:
800 dkg rabarbaru - czyli po obraniu troszkę mniej
1/2 szklanki cukru
2 łyżki soku pomarańczowego
3 łyżeczki cukru waniliowego
1/2 szklanki pokrojonych w kostkę suszonych moreli

Rabarbar myję, obieram, kroję na kawałeczki. Sok wlewam na patelnię, podgrzewam i dodaję do niego cukier (oba). Pomysł z sokiem zaczerpnęłam od Polki (dziękuję) - wcześniej dżem ten robiłam na wodzie. Gotuję do uzyskania syropu wrzucam rabarbar i smażę jakieś 20 minut. Dodaję pokrojone morele i dalej smażę jakieś 10 minut. Zamykam w sparzonych słoiczkach, pasteryzuję. Część dżemu zostawiłam w miseczce - do ciasteczek.
Tak uzyskany dżem oraz maliny zamknięte w słoiku na zimę i serek mascarpone posłużyły mi do zrobienia najszybszych ciastek na świecie.

Ciastka francuskie z rabarbarem i malinami
Składniki:
1 rolka ciasta francuskiego
1 miseczka dżemu z rabarbaru z suszonymi morelami
1 słoiczek malin (mogą być też świeże)
pół opakowania serka mascarpone

Wyciągnęłam z lodówki ciasto francuskie i pokroiłam na prostokąty. Na każdy prostokąt nałożyłam pół łyżki serka i pół łyżki dżemu rabarbarowego. Gdy dżem się skończył, na reszcie ciastek zastąpiły go maliny. Z powodzeniem do tych ciastek można wykorzystać każde sezonowe owoce, myślę, że te w puszkach też. Tak przygotowane prostokąty ułożyłam na blaszce i wsadziłam do piekarnika na 10-15 minut - piekłam do momentu aż uzyskały złoty kolor.






Smacznego!

Ten przepis przesyłam do akcji:

wtorek, 18 maja 2010

Jak się nazywa wielka chałka?

Wszystko przez to, że jestem w gorącej wodzie kąpana i nie doczytałam instrukcji zaplatania. I zaplotłam sobie po swojemu.

Do rzeczy. W niedzielę postanowiłam zrobić chałkę - ot taką małą zwykłą chałkę - dla dwóch osób. Przepis podpatrzyłam u Anny-Marii. I mimo że Anna-Maria odsyła do Sweet art, jeśli chodzi o zaplatanie, to ja stwierdziłam, że przecież umiem i ze wszystkim dam radę.

Przepis na chałkę podaję za Kucharnią:
Składniki:
na ciasto:
500 g mąki - dałam troszkę więcej
łyżeczka soli
7g suszonych drożdży lub 30g świeżych drożdży (lub 7g suszonych)
1 łyżka cukru
2 jaja
3 łyżki cukru
200 ml mleka
40 g masła

na kruszonkę :
40 g mąki
25 g masła
1,5 łyżki cukru

dodatkowo :
1 żółtko
1 łyżka mleka

Mąkę wymieszałam w misce z solą. Drożdże rozpuściłam z łyżką cukru i 3 łyżkami mleka - odstawiłam na 10-15 minut - jak zwykle, żeby ruszyły. Jajka wymieszałam z cukrem. Masło roztopiłam i wymieszałam z mlekiem. Wszystkie składniki wlałam do mąki. Ciasto wyrabiałam około 20 minut. Ciasto odłożyłam do miski na 1,5 godziny, aby sobie wyrosło i wyrosło. Odgazowałam ciasto - wbijając w nie pięść kilkakrotnie. Podzieliłam ciasto na 5 części i uformowałam z nich wałeczki do warkocza. I tu zaczęły się schody z zaplataniem. Trzeba było zaplatać z trzech, a nie z pięciu. I tak sobie myślałam nad tą chałką, że dobrze, że nie mam córki, bo by mi dała popalić za takie cuda na głowie. Ale udało się.


DOKŁADNA INSTRUKCJA ZAPLATANIA JEST NA STRONIE SWEET ART!
Zaplecioną chałkę przełożyłam do blaszki i odstawiłam do wyrośnięcia na 1 godzinkę. Moja chałka podwoiła albo nawet potroiła swoją objętość. Posmarowałam ją żółtkiem rozbełtanym z mlekiem i posypałam kruszonką. Piekłam w temperaturze 190 stopni przez 30 minut.

Wyszła cudna - ale wielka! Prezentuje zdjęcie w blaszce. Jem ja do dziś - posmarowaną masłem ze szklanką mleka. Bardzo polecam!

poniedziałek, 17 maja 2010

Jarmark pod Grunwaldem...

...a Grunwald w Parku Praskim. Tak było w sobotę. W niedzielę chyba też, choć nie wiem, bo kapiący deszcz zatrzymał mnie w domu.

Rycerze i zbroje interesowały mnie mało - za to zrobiłam pełną dokumentację smakołyków i kilku drobiazgów wystawionych na Jarmarku Floriańskim. Na szczęście trafiliśmy na ładną pogodę. Kiełbasy pięknie prezentowały się w słońcu.












Na ostatnim zdjęciu dzielnie prezentuje się klacz z Galerii Boskiej.

sobota, 15 maja 2010

Biblioteka z kluskami na Inżynierskiej

Wczoraj cały dzień deszcz kapał nam na głowy. Wciąż chodzę w turkusowej kurtce z kapturem, która od co najmniej 2 tygodni powinna wisieć w szafie (choć bardzo ją lubię). W ramach poprawy nastroju (nie, żeby był jakiś szczególnie zły, ten mój nastrój) zafundowałam sobie wyprawę* do biblioteki na Inżynierskiej. Wśród pachnących tomów znalazłam też coś kulinarnego. "Pasta & Co. Makarony, kluski, sałatki" to pierwsza z książek kulinarnych jakie wpadły mi w ręce, a że jestem ogromną amatorką makaronów wszelakich, publikacja powędrowała ze mną do domu. W związku z tym w najbliższym czasie, można się spodziewać obfitości makaronów i klusek w kuchni na Stalowej.

Na początek kilka porad dotyczących gotowania makaronu - książkę muszę wkrótce oddać, więc chyba nic się nie stanie jak kilka rad z niej zwędzę.

A oto one:
- na 100 g makaronu trzeba wziąć do gotowania co najmniej 1 litr wody
- wodę na makaron solimy po jej zagotowaniu- nigdy wcześniej, w proporcjach jedna łyżeczka soli na każde 100 g makaronu.
- zanim wrzucimy makaron do wody, sól powinna się rozpuścić
- nie przelewamy makaronu zimną wodą, bo traci warstwę skrobi potrzebą aby sos dobrze przylgnął do klusek (wyjątek stanowi makaron przeznaczony do jedzenia na zimno lub do sosów na bazie masła).

I w nawiązaniu- przepis na błyskawiczną sałatkę makaronową (kompozycja własna).

Składniki:
100 g ugotowanego przestudzonego makaronu - u mnie penne
pół puszki kukurydzy
pół długiego zielonego ogórka
pomidor
garstka czarnych oliwek
mała młoda cebula
2 parówki
oliwa
majonez
sól
pieprz
bazylia

Makaron penne pokroiłam na połówki. Ogórka, pomidora w kostkę, oliwki na plasterki, cebulę w kostkę, kukurydzy nie kroiłam. Wszystkie składniki wymieszałam. Parówki pokroiłam w plasterki i podsmażyłam na patelni, lekko przestudziłam i wrzuciłam do miski**. Majonez wymieszałam z łyżeczką oliwy, solą, pieprzem i bazylią. Sosem zalałam sałatkę.




*taka średnia ta wyprawa - bo droga do biblioteki z kuchni na Stalowej zajmuje jakieś 3 minuty.
** Ci, którzy mięsa nie jedzą z powodzeniem mogą parówki pominąć, a dać np. kawałek żółtego sera.

Tym razem przepraszam za jakość zdjęć - znowu komórka poszła w ruch, bo w aparacie się baterie rozładowały.

piątek, 14 maja 2010

Poranek z rabarbarem

Poranne wstawanie. Setki drzemek w budziku. Wspólna kawa. Kanapki do pracy. Koty jak zwykle śpiące na fotelach (o zgrozo!). Jeszcze szara Stalowa, bardzo cicha. Wyglądam przez okno zajadając się ciastem rabarbarowym z kruszonką (wg. przepisu Ani - moje zmiany niżej). Czytam poranną prasę i ulubione blogi, zwinięta w ciepły sweter męża. Słucham szumu tramwaju nr 23.
Wszystko po to, by za chwilę obudzić się. Włączyć muzykę (ostatnio Biff). Poszukać pomysłu na obiad. Znaleźć fachowca do remontu. Ogarnąć i się i dom. Koty już zaczęły poranne gonitwy. Ja zostanę jeszcze chwilę tu, z Aninym ciastem rabarbarowym z kruszonką z moimi zmianami*.

Składniki
na ciasto:
140 g mąki
1 jajko
1/3 szklanki cukru
2 łyżeczki cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
90 g miękkiego masła
2 łyżki śmietany - dałam 12%

na kruszonkę:
50 g cukru
100 g mąki
60 g roztopionego masła
1 łyżeczka cynamonu

na nadzienie rabarbarowe:
600 g rabarbaru
2 łyżki cukru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej

Rabarbar pokroiłam (obrałam tylko z włókien, które oddzielały się przy krojeniu). Wszystkie składniki na nadzienie rabarbarowe wymieszałam i odstawiłam.

Składniki kruszonki wymieszałam i schowałam do lodówki.

Ciasto- w jednaj misce wymieszałam suche składniki, w drugiej mokre. Do suchych składników dodałam mokre i dokładnie wymieszałam, prawie utarłam. Masę wylałam do szklanej okrągłej formy o średnic około 23 cm. Na ciasto wrzuciłam rabarbar - sok został w misce. Na wierzchu rozsypałam kruszonkę (hmm, czy jest ktoś, kto nie lubi kruszonki?).

Ciasto piekłam około 1- 1,5 godziny.

Ostatnio bardzo dużo czasu spędzam na czytaniu innych/waszych blogów. Znajduję mnóstwo pomysłów i inspiracji, oglądam zdjęcia. Chyba dlatego ostatnio u mnie tyle zapożyczeń- proszę o wyrozumiałość, gdyż zakładka "przepisy do wypróbowania" rozrosła się już bardzo, bardzo - więc testuję.
* znacznie zmniejszyłam ilość cukru.

czwartek, 13 maja 2010

Knedliki i lokatorka bez głowy

Miało się nie dziać, a jednak się trochę dzieje.

Wczoraj do domu przytargaliśmy nowego lokatora, a właściwie lokatorkę bez głowy. Biały kot polubił ją błyskawicznie. Jeszcze nie wiemy, co z nią zrobimy. Nowa lokatorka to biały, smukły manekin - wersja żeńska. Szukaliśmy takiego od dawna, wczoraj znaleźliśmy w Skarbonce na Wileńskiej*. Oczywiście, gdy manekina nie było to mieliśmy na jego wykorzystanie mnóstwo pomysłów. Od wczoraj głowimy się co chcemy z nim-nią zrobić. Nasza lokatorka jest absolutnie kompletna - ma nogi, ręce i tułów (brakuje jej tylko głowy).

Wczoraj zainspirowana przepisem Basi przystąpiłam do produkcji knedlików.
Przepis przekazuję za Basią, z moimi zmianami.

Składniki na knedlík kynutý houskový (cudna jest ta nazwa):
250 g mąki krupczatki
1 żółtko - ja dałam całe jajko
125 ml mleka
szczypta soli
szczypta cukru
10g drożdży
1 kajzerka

Zaczyn przygotowałam z cukru, 2 łyżek mleka, łyżki mąki i drożdży - odstawiłam, żeby "ruszył". Kajzerkę pokroiłam w kostkę, zalałam mlekiem i wymieszałam z jajkiem oraz posoliłam. Mąkę wymieszałam solą, zaczynem, namoczoną bułką. Wyrobiłam gładkie ciasto i pozostawiłam do wyrośnięcia.

Uformowałam z ciasta 2 podłużne knedle i pozostawiłam na 10 minut do wyrośnięcia. Wałki wrzuciłam na wrzącą osoloną wodę - gotowałam 15-20 minut obracając na rożne strony. Knedle kroimy nitką :). A jeśli zostaną to odgrzewamy na parze.

Knedle oczywiście najlepsze są z sosem i mięsem, więc przygotowałam do nich: polędwicę w sosie grzybowym.

1/2 kg polędwicy wieprzowej
sól
pieprz
olej do smażenia
mąka
1/4 l śmietanki 30 %
cebula
garść suszonych grzybów - no chyba, że są już świeże

Grzyby namaczam we wrzątku (20-30 minut). Mięso kroję na plasterki, solę, pieprzę, oprószam mąką. Wrzucam na patelnię i smażę, przekładam do rondelka. Na tej samej patelni podsmażam pokrojoną w kosteczkę cebulę i pokrojone, miękkie grzyby. Gdy cebula jest już miękka dodaję śmietankę i doprawiam do smaku. Tak przygotowanym sosem zalewam wcześniej usmażone mięso i razem podgrzewam.
Do knedlików polecam!


*Skarbonka to sklep-skład na ul. Wileńskiej, gdzie można kupić używane (i nie tylko) meble, sprzęt agd i różne duperele.

środa, 12 maja 2010

Dom z ludźmi i kurczakiem

Prowadzę otwarty dom, a przynajmniej bym chciała. Lubię gości, gwar rozmów, wspólne jedzenie, gotowanie. Lubię, gdy ktoś wpada ot tak na herbatę. Niestety w biegu Warszawy wszyscy na takie odwiedziny mamy mało czasu, bo praca,bo szkoła, bo obiad... Lubię gdy w natłoku różnych spraw możemy spotkać się z najbliższymi i cieszyć się tym.

Lubię odwiedziny mojego brata. Lubię gdy przyjeżdża i jest, pije piwo z moim mężem, pyta o to jak i gdzie ma dojechać (nie mieszka w Warszawie), męczy moje koty (choć wcale nie jest kilkuletnim chłopcem).

Mój brat ostatnio też gotuje (a może gotował cały czas...). Zawinął jedną z maminych książek kucharskich i serwuje wyśmienite rzeczy. Jeden z przepisów (już z modyfikacjami) przesłał do mnie. Oto co mi wyszło.

Kurczak z masłem ziołowym

Podwójna pierś z kurczaka (w oryginalnym przepisie udziec cielęcy)
1 jajko
mąka
bułka tarta
4 plasterki cytryny
sól
pieprz
masło na pół z oliwą do smażenia

masło ziołowe: 10 dag masła, posiekany koperek, szczypiorek, natka pietruszki, ząbek czosnku, sól i pieprz*.

Zaczynam od przygotowania masła - wszystkie składniki ucieram razem, wykorzystuje do tego miękkie masło, aby wszystko się ładnie "skleiło". Z masła formuję wałek, zawijam w folię aluminiową i wkładam do zamrażalki na 20 minut.

Kurczaka pokroiłam na kotleciki (w poprzek) - mi wyszło 6 kotletów. Plastry delikatnie rozbiłam, posoliłam i popieprzyłam. Obtoczyłam w mące, jajku i bułce tartej. Usmażyłam na patelni na maśle i oliwie.

Podałam z młodymi ziemniakami. Na każdym kawałku kurczaka położyłam plaster masła i plasterek cytryny.

* z tej ilości powstaje duża porcja masła ziołowego. Podałam je jednak w tych proporcjach, bo masło jest tak dobre, że można je wykorzystać do innych dań albo zjeść z chlebem.

Wielkie dzięki Bro, było pysznie!

wtorek, 11 maja 2010

Na końcu tęczy są drożdżówki

Czasem złoszczę się na koty. Zwyczajnie, bo znowu zjadły kotleta albo ukradły ostatni plasterek szynki z mojej kanapki. Ostatnio mamy właśnie takie ciężkie dni. Trudno.

Dziś dzień się dla mnie dopiero zaczyna. Zrobiłam masę rzeczy, ale to wieczór ma przynieść atrakcje. Wybieram się ze znajomymi do Snu Pszczoły na Inżynierskiej, bo dziś Stand Up Comedy Show. Mam nadzieję na dobrą zabawę.

A wczoraj na Stalowej była tęcza.
A w kuchni na Stalowej nocne drożdżówki z serem z przepisu Liski.

Składniki na 8 drożdżówek:

Ciasto:
300 g mąki
10 g świeżych drożdży
20 g cukru
1 jajko
25 g masła
1/2 szklanki mleka
szczypta soli

Farsz:
300 g białego sera - Piątnica z wiaderka sprawdziła się
3 łyżeczki cukru pudru
1 żółtko
1 łyżka cukru waniliowego

Z drożdży, łyżki cukru i łyżki mleka zrobiłam zaczyn, który odstawiła do rośnięcia (na kilka minut). Mleko podgrzałam, wrzuciłam do niego masło, aby się roztopiło, dodałam cukier i sól. Po lekkim przestygnięciu dodałam jajko i mąkę wymieszaną z zaczynem. Wyrobiłam gładkie ciasto, które odstawiłam do wyrośnięcia na 1 godzinę, w ciepłym miejscu, przykryte ściereczką. Ciasto powinno podwoić swą objętość - mi się udało. Gdy ciasto sobie rosło przygotowałam farsz serowy - dokładnie wymieszałam wszystkie składniki.

Z ciasta uformowałam 8 okrągłych bułeczek, ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pozostawiłam do rośnięcia na 30 minut (tak naprawdę to 20, bo już było późno i nie miałam cierpliwości czekać). W każdej bułce zrobiłam zagłębienie, do którego nałożyła serowy farsz.

Piekłam na 2 raty - najpierw 5, potem 3 bułeczki, ale można po prostu użyć większej formy. Czas pieczenia to około 15-20 minut. Część zjedliśmy jeszcze ciepłych.

sobota, 8 maja 2010

Zielono mi

Całkiem niedaleko stąd (bo na Saskiej Kępie) Agnieszka Osiecka napisała "Zielono mi", Andrzej Zaucha wyśpiewał, Kasia Nosowska pięknie powtórzyła. Sił z "Zielono mi" próbowało jeszcze wielu, a i mi zrobiło się zielono. Śpiewać nie będę (chyba, że we własnej kuchni), ale w garnkach mi się zazieleniło. W warzywniaku u Pani Wandy szpinak - prawdziwy, cały w piachu, który przed przyrządzeniem trzeba koniecznie dokładnie wypłukać. Kupiłam pół kilo.


Tagliatelle ze szpinakiem i ricottą
Składniki:
250 g szpinaku
makaron tagliatelle
150 g ser ricotta
2 ząbki czosnku
sól
pieprz
cukier
oliwa i masło do smażenia

Szpinak dokładnie myję. Jego kępki po kolei blanszuję w dużym garnku z lekko osoloną wodą. Mokre liście kładę na desce i kroję na kawałki długości 2 cm - wreszcie można odpocząć od mrożonej szpinakowej papki, kupowanej całą zimę. Wyrzucam korzonki i twardsze części łodyg. Pokrojony szpinak wrzucam na patelnię z masełkiem i oliwą - lekko podsmażam, dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek, sól, cukier, pieprz i ser ricotta. Smażę chwilę, mieszając delikatnie aby w szpinaku rozprowadzić ricottę. W osolonej wodzie gotuję makaron. Tagliatelle mieszam z sosem szpinakowo-ricottowym i podaję. Można posypać startym parmezanem.


Zostało mi drugie 250 g szpinaku. Zrobiłam z nim to samo - czyli zblanszowany, pokrojony szpinak na patelnię. Sól, cukier, czosnek. I tyle - do plastikowego pojemniczka i do zamrażalki. Stwierdziłam, że w tym roku zimą będę jadła swój mrożony szpinak.

A dziś słońce. Kupiłam tulipany i goździki. Jak dobrze, że dziś sobota, pierwsza prawdziwie majowa!

czwartek, 6 maja 2010

Mokry maj

Kap, kap, kap, pada. Pranie nie chce schnąć. Dziwny ten maj, mój ulubiony. Lista rzeczy do zrobienia wydłuża się w nieskończoność, bo nie mogę się za nic zabrać. Skończyłam prasowanie, a to duży sukces. Jedzenie u mnie też typowo jesienne, bo na sałatki za zimno.
Ogórki wyszły super - powoli robią się kiszone (ale chyba nie dadzą rady, bo je zjem). Wydaje mi się, że należy dodać troszkę więcej soli niż do ogórków sierpniowych, no i nie przesadzić z chrzanem. Powodzenia!

A jak są ogórki to musi być i smalec. Oczywiście domowej roboty.

Składniki:
800 g słoniny
400 g boczku
1 jabłko - u mnie reneta
może być cebula - ja nie dawałam

Słoninę pokroiłam w kostkę wielkości około 1 cm x 1cm - oczywiście bez linijki. Wrzuciłam ją na patelnię i smażyłam, a ona się pięknie topiła - trwało to około 15 minut - ja lubię dość miękkie skwarki. Na drugiej patelni smażyłam pokrojony w kostkę boczek, do którego po kilku minutach dodałam drobno pokrojone jabłko. Boczek z jabłkiem smażyłam jeszcze kilka minut, aż jabłka stały się szkliste. Wszystko przełożyłam na patelnię ze słoniną i smażyłam jeszcze około 5-10 minut. Po lekkim wystudzeniu przelałam gotowy smalec do miseczek. Część zapakowała w słoik i zawiozłam do rodziców. Mam nadzieję, że im smakował.

Muszę jeszcze wspomnieć, że wczoraj wypróbowałam jeden z przepisów z mojej zakładki "przepisy do wypróbowania". Tym razem trafiło na sałatkę Waldorf od dorotus76.
Moja wersja wyglądała tak:

Składniki:
5 łodyg selera naciowego -pokrojonego w plasterki
1 jabłko
pół małej cebulki
garstka połamanych orzechów włoskich
trochę rodzynków
do sosu:
2 łyżki majonezu
1 łyżka śmietany
sok z ćwiartki cytryny
pieprz

Seler i jabłko pokroiłam w plasterki, cebulę w drobną kosteczkę. Dodałam orzechy i rodzynki (miałam mało czasu więc orzechów nie prażyłam, a rodzynków nie namaczałam). Wszystko zalałam sosem. Do kotletów mielonych jak znalazł (tym razem zdradziłam tartą marchewkę).

Na Stalowej mokro...kap, kap, kap.

środa, 5 maja 2010

Rano rabarbar

Kolejny zestaw 6 ubrań uprasowany, myślę, że jeszcze 2-3 takie zestawy i koniec. Dziś dalszy ciąg dań związanych z zakupami przedmajowymi, a konkretniej z rabarbarem.

Kupiłam pół kilo rabarbaru. I miał być z kruszonką albo jednym ze składników pysznego wiosennego dżemu. Z braku czasu, bo pakowanie, bo wyjazd, bo masa różnych super istotnych rzeczy powstał kompot rabarbarowy. Słodko-kwaśny smak z witaminą C.

Składniki:
1/2 kg rabarbaru
4 łyżki cukru (mniej lub więcej - jak kto lubi)
woda

Rabarbar umyłam i pokroiłam na 1-2 centymetrowe kawałki. Wymieszałam z cukrem i odstawiłam na 15 minut - rabarbar puścił sok, a ten rozpuścił cukier. Zalałam wodą i gotowałam na wolnym ogniu około 20 minut. Troszkę dosłodziłam.Po kilku godzinach w lodówce jest bardzo orzeźwiający.

Ostatnio stwierdziłam, że nie pokazał się tu jeszcze mój drugi kot, który również się kuchennie udziela. Patrząc na jego tuszę to chyba nawet bardziej niż biały. W związku z tym przedstawiam mojego drugiego kota i rabarbar.

sobota, 1 maja 2010

Raz...raz...raz...próba ogórków

Już wkrótce okaże się czy można? Jak już wspominałam na bazarach "kiszeniaki". Kupiłam pół kilo i niestety nigdzie nie znalazłam zestawów do kiszenia- więc niewiele myśląc kupiłam: zwykły koperek, czosnek i chrzan. W domu przystąpiłam do pracy. Ogórki robiłam zgodnie z przepisem, którego używam w sierpniu.

Składniki:
pół kg ogórków
sól
woda
zestaw do kiszenia

Ogórki umyłam poukładałam w moim ulubionym słoiku. Pionowo - ciemnymi dupkami do góry. Między ogórki poutykałam kilka ząbków czosnku, trochę chrzanu i kilka gałązek koperku.
Wszystko zalałam osoloną wodą. Solę do smaku - nie za dużo, nie za mało (wiem, że to mało precyzyjne pojęcie).

Myślę, że w niedzielę, może w poniedziałek będę testowała co wyszło (po 3-4 dniach od przygotowania).




W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails